Józef Engling urodził się 5 stycznia 1898 roku w Prositach na Warmii. Wychował się w wielodzietnej rodzinie rzemieślniczej, miał sześcioro rodzeństwa. Jego ojciec był krawcem. Rodzina żyła w skromnych warunkach. Skutkiem choroby, jaką Józef przeżył w dzieciństwie, było lekkie skrzywienie klatki piersiowej, które sprawiało, że był nieco pochylony. Mimo że później rozwinął się w silnego i dobrze zbudowanego chłopca, to jego sylwetka pozostała już nieco pochylona, sprawiając wrażenie nieporadnej. Engling miał także wadę wymowy - trudność sprawiały mu głoski: r, l oraz s. Te braki cielesne przysporzyły mu zwłaszcza w późniejszym okresie życia wiele trudności. Jeśli chodzi o usposobienie, Józef był refleksyjnym, dobrodusznym chłopcem o głębokim życiu wewnętrznym. Kochał rodzinę i wszystko, co się z nią wiązało, całym sercem angażował się w prace, które wykonywał, pomagając rodzicom w domu i na polu.
W 1910 r. Józef przyjął Pierwszą Komunię Świętą. Przeżycie to pozostawiło głęboki ślad w jego duszy, niezwykle wrażliwej na wszystko, co religijne. Już wtedy jako dwunastolatek prowadził dzienniczek duchowy, którego zapiski ukazują niezwykłą dojrzałość w życiu wewnętrznym, samodzielność myślenia i wrażliwość religijną.
W wieku 14 lat Józef Engling zdecydował, że zostanie kapłanem. We wrześniu 1912 r. przybył do odnowionego właśnie gimnazjum pallotyńskiego w Szensztacie k. Vallendar nad Renem w Niemczech. Chłopak ze wsi nie okazał się wybitnym talentem, ale pilnym uczniem o nieprzeciętnych zdolnościach. W szkole dał się poznać przede wszystkim jako dobry kolega.Mimo fizycznych ułomności szybko zyskał duchowe przywództwo wśród kolegów, a to na skutek swego nienagannego postępowania. Dzięki wskazówkom otrzymanym w tym czasie od swojego ojca duchowego, zaczął świadomie pracować nad kształtowaniem swego charakteru.
Ważnym wydarzeniem jego w życiu był udział w założeniu Kongregacji Mariańskiej w gimnazjum, która później rozwinęła się w Ruch Apostolski z Szensztat. Miało to miejsce 18 października 1914 r. Wtedy to właśnie ojciec duchowy gimnazjum - ks. J.Kentenich wygłosił pamiętny wykład, który przeszedł do historii Szensztatu jako "Akt Założycielski". Ojciec duchowy wspólnie z młodymi współzałożycielami Kongregacji zawarł w tym dniu z Maryją tzw. "przymierze miłości", które dzięki Opatrzności Bożej stało się zarodkiem dzisiejszej Rodziny Szensztackiej. Engling przeżył głęboko ów "Akt Założycielski" Szensztatu, czyli historyczne przymierze miłości z Matką Bożą. Do tego stopnia uczynił je treścią swego życia, że Założyciel Szensztatu nazwał go "ucieleśnionym Aktem Założycielskim". Był bardzo związany z Założycielem Ruchu - ks. Kentenichem. Traktował go jak swojego ojca i z zapałem wprowadzał w życie jego zalecenia. Bardzo wcześnie - praktycznie już w 18 roku życia - stał się ucieleśnieniem wszystkich treści Szensztatu.
W roku szkolnym 1915/1916 Engling został prefektem Kongregacji Mniejszej. Należeli do niej uczniowie średnich klas gimnazjum pallotyńskiego. Mimo wielu trudności - był to przecież czas wojny - młoda Kongregacja przeżyła pod jego kierownictwem ogromny rozkwit. W tym czasie kształtował się jego ideał osobisty: "Chcę stać się wszystkim dla wszystkich i całkowicie należeć do Maryi". To zdanie stało się główną treścią jego życia. Głęboka miłość do Matki Jezusa przynaglała go nie tylko do ciągłej pracy nad charakterem, ale także do bezinteresownej służby apostolskiej. Przede wszystkim stał się prekursorem idei "kapitału łask", Matki Trzykroć Przedziwnej z Szensztatu. Za inspiracją Ojca Założyciela prowadził dzienniczek, w którym prowadził duchowy porządek dnia. Zapisywał w nim podjęte praktyki modlitewne, które były jego szczególnym darem dla Maryi, a jednocześnie jego osobistym wkładem do "kapitału łask".
W listopadzie 1916 r. Józef Engling otrzymał nakaz stawienia się pod broń. Z siedemnastoma innymi uczniami gimnazjum przybył więc do Hagenau w Alzacji, gdzie miało odbyć się kształcenie wojskowe. Widoczna wada postawy nie kwalifikowała go do kompanii reprezentacyjnej. W koszarach znalazł się w towarzystwie wyjątkowo brutalnych żołnierzy. Wielu przykrości doznał też ze strony nieludzkiego przełożonego. Jego życie stało się nagle trudne i pełne cierpienia. Mimo to starał się trwać mocno przy swoich dążeniach samowychowawczych i równie żarliwie pielęgnować życie religijne. Prowadził nadal swój duchowy porządek dnia, starając się być wiernym Maryi w koszarach tak samo, jak w zaciszu internatu. Stał się dzięki temu prawdziwą podporą i oparciem dla kolegów, którzy nie mniej cierpieli z powodu trudów życia żołnierskiego, do którego nie byli przecież przyzwyczajeni.
Na początku czerwca 1917 roku Józef Engling wyjechał na pole walki. Jego pułk został skierowany na front wschodni do Rosji. Nie doszło tam wprawdzie do żadnych poważniejszych działań wojennych, jednak miesiące pobytu na wschodzie były dla żołnierzy bardzo uciążliwe. Męczyły ich długie i trudne marsze, dokuczał głód, nużyła monotonna i nużąca wojna pozycyjna. Jednak Józef nie poddawał się nawet w tak trudnych warunkach. Za wszelką cenę dążył do świętości. W tym czasie zgromadził wokół siebie kilku kolegów, z którymi rozmawiał na tematy religijne i apostolskie. Utrzymywał z nimi stały, listowny kontakt, pozostając duchowym przewodnikiem tej grupy aż do swojej śmierci.
Z początkiem roku 1918 jego pułk został przeniesiony pod twierdzę Verdun - w pobliże Wzgórz 304 na zlaną krwią ziemię zachodnią. Engling, który sprawdził się już jako niezawodny żołnierz frontowy, przeszedł do oddziału zwiadowczego. Brał udział w wielu niebezpiecznych przedsięwzięciach wojskowych. W tym czasie z dnia na dzień stawał się coraz bardziej człowiekiem modlitwy. W jego planie dnia znajdowało się wiele praktyk duchowych: dwie godziny czuwań, różaniec, czytanie duchowe, wzbudzenie dobrej intencji, wieczorny rachunek sumienia i żal za grzechy, a przede wszystkim duchowy udział we Mszy i Komunii świętej. Do tego dochodziło jeszcze postanowienie szczegółowe, przy pomocy którego prowadził walkę ze słabościami swojego charakteru lub starał się uszlachetniać jego dobre cechy. Codziennie zdawał przed sobą pisemny rachunek z tego bogatego - pod względem religijnym - planu dnia. Jak pokazują jego zapiski, te pisemne kontrole prowadził sumiennie z niewielkimi wyjątkami poprzez cały okres życia wojskowego. W 1918 r. młody żołnierz kilkakrotnie przeprowadził w okopach dzień poświęcony odnowie duchowej, a raz na jakiś czas, na ile to było możliwe, starał się nawet odbyć rekolekcje.
W połowie kwietnia 1918 r. dywizja, w której służył, brała udział w bitwie zaczepnej między Ypern a Bethune. Jego pułk kierowany był często w ogień walki, na skutek czego ponosił dotkliwe straty. W takich warunkach wzrastała jego miłość do Maryi, prowadząc go na wyżyny heroizmu. Wiara w posłannictwo Szensztatu wypełniała go do tego stopnia, że dla urzeczywistnienia celów młodego Ruchu, dobrowolnie, w pisemnym poświęceniu ofiarował swoje życie Matce Trzykroć Przedziwnej. Kiedy otaczała go groza śmierci, a wielu kolegów padało w ogniu granatów, jego postanowienie szczegółowe brzmiało: w ciągu dnia ponawiać ofiarę ze swego życia Matce Bożej. Jak bardzo poważnie traktował to oddanie życia, świadczy spokój duchowy, dzięki któremu przetrzymywał dzielnie najtrudniejsze niebezpieczeństwa, ćwicząc się w koleżeństwie. Jak tylko mógł, ściągał rannych z pola walki, odkopywał zasypanych, grzebał zabitych. W ogniu granatów szedł dobrowolnie po posiłki, gdy nikt inny nie miał odwagi tego zrobić.
Ostatnie miesiące jego życia przypadły na okres walki defensywnej. W nieludzkich warunkach życia frontowego, Engling pozostał nadal wierny zarówno swoim kolegom, dla których zawsze był niezawodnym przyjacielem, jak i podjętym obowiązkom. W tym czasie wzbił się na wyżyny rozwoju duchowego. Realizował nadal swój stały plan dnia: czy to podczas długich marszów - w stanie skrajnego wyczerpania, czy w trakcie innych działań wojennych, padając ze zmęczenia. Właśnie w tych tygodniach co godzinę adorował Trójjedynego Boga w swoim sercu. Na krótko przed śmiercią jego życie duchowe osiągnęło taką głębię, że stale odczuwał bliskość swojego Pana, całkowicie będąc z Nim zjednoczony.
Wieczorem 4 października 1918 roku w pobliżu Cambrai trafił go śmiertelny granat. Jego całkowite oddanie Maryi zostało w ten sposób przypieczętowane bohaterską śmiercią. Miejsce spoczynku Józefa Englinga do dzisiejszego dnia nie jest znane.
Wśród kolegów Englinga od dawna panowało przekonanie, że prowadził on heroiczne życie. Kiedy przy okazji opracowywania biografii zapoznano się z jego pamiętnikami, listami i notatkami, opinia ta umocniła się jeszcze bardziej. W minionych latach jego cześć umacniała się coraz bardziej. Dlatego zwrócono się z prośbą do Kościoła o otwarcie jego procesu beatyfikacyjnego. Rozpoczął się on 4 października 1952 r. w Trewirze (Niemcy), a zakończył się na etapie diecezjalnym latem 1964 r. Wtedy nastąpiła przerwa z powodu prawnego usamodzielnienia się Ruchu Szensztackiego i jego oddzielenia się od Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego. W roku 2000 proces został wznowiony i prowadzony jest przez Księży Pallotynów oraz Ojców Szensztackich. Dnia 17 czerwca 2008 r. proces został ukończony na poziomie diecezjalnym i przesłany do Rzymu. Teraz już pozostaje jedynie oczekiwanie na rychłą beatyfikację Sługi Bożego.